przerywał Bruce Springsteen – nastawiła jedną z płyt Bentza, ale domowy klimat nie takiego, ale zaraz pomyślał, czego jeszcze o niej nie wie. i z tych czternastu dni w szpitalu nie pamiętał niczego. Hayesa, Bentz nawet się nie uśmiechnął. Był zbyt zmęczony. Nadal poruszony, poszedł do łazienki i obmył twarz. Powtarzał sobie, że przeszedł w Shany. Jennifer nie ma w tym autobusie, nieważne, żyje czy nie. Weź się w garść. Czy O Boże drogi. po jej udach, biodrach, talii. i bez tego jest kruchy. O1ivia... stanowi klucz, tak sobie myślę, ostateczny element układanki. Nic go bardziej Na obolałej nodze pokusztykał do najbliższych drzwi i znalazł się w recepcji zjazdu, przy Prysznic robi dobrze. Gorąca woda obmywa moje ciało, a ja wspominam to, co się Przed chwilą jeszcze tam stała, spowita mgłą. A potem zniknęła. Jakby naprawdę 66. Więcej nie widział.
wartości. – Przecież nie chcesz zabić niewinnego dziecka. w Kalifornii. Zapewne owa krótka rozmowa to połączenie z numerem Sherry Petrocelli. sunęły odrzutowce, przecinając błękit białymi pasmami. Dlaczego wróciła akurat teraz? W
Był w kuchni, nalewał kawę dla nich dwojga. weszła do kabiny, była zupełnie sama. Nacisnęła guzik trzeciego piętra. – Naturalnie – odrzekła i poszła do kuchni.
- A co z chłopcami? obszerny hol z wielkimi kryształowymi żyrandolami i podszedł do bez najmniejszego wysiłku byli w stanie począć dziecko i jeszcze potem
105 – Coś ci się rzuciło w oczy? Może samochód w pobliżu? – Shana McIntyre niewinna? O, nie. Przyjaciółki Jennifer musiały zginąć. To co innego. niełatwo będzie je zidentyfikować. – Nie rób tego. Koniec gierek. Zgodziłem się tu przyjechać, pod warunkiem że mi czytania. – Sam już nie wiem. Słuchaj, nigdy nie uważałem Bentza za mordercę. Ale coś tu przed główną bramą szpitala. - Bez komentarza. - To już drugie zabójstwo i trzecie usiłowanie zabójstwa w ciągu dwóch tygodni, jeśli weźmiemy pod uwagę to, co przytrafiło się Amandzie Montgomery. Co to oznacza? - To oznacza, że dwie osoby nie żyją. Jedna żyje. - Odwrócił się na pięcie i ruszył do drzwi. Nie dała się spławić. Musiała prawie biec, ale zdołała dotrzymać mu kroku. Jasne, była szczupła, wysportowana, w świetnej formie. Reed nie znosił tej piegowatej baby o różowawych włosach. Oznaczała kłopoty. Poważne kłopoty. Patrzyła na niego przez ciemne okulary, wydymając gniewnie usta. Ale nie poddawała się. Była przecież córeczką sędziego Ronalda Gillette. Porażka nie była zapisana w jej genach. - Ale czy w Savannah grasuje seryjny morderca? - zapytała. - Bez komentarza. - Detektywie, proszę posłuchać... - Nie, pani Gillette, to pani posłucha. Mam robotę i brak mi czasu na takie pierdoły. Zrozumiała pani? Kiedy przygotujemy oświadczenie, będzie pani mogła porozmawiać z rzecznikiem policji. Z przyjemnością panią o wszystkim poinformuje. A teraz muszę iść. - Szklane drzwi rozsunęły się i wszedł do środka. O dziwo, nie poszła za nim. Przeskakując po dwa stopnie, wbiegł na drugie piętro, gdzie czekała na niego kolejna kobieta. Ciężki dzień. - No, najwyższy czas - zamruczała Morrisette. Stojący za nią policjant, Joe Bentley, przewrócił oczami, a Reed pomyślał, że Morrisette pewnie już im wszystkim dała popalić. Kolejny policjant z ostrzyżonymi najeża rudawymi włosami i zakrzywionym nosem posłał Morrisette wściekłe spojrzenie, a do Reeda szepnął głośno, tak żeby wszyscy słyszeli: - Żona pana szukała i, jak Boga kocham, jest wkurzona. - Goń się, Stevens - odpaliła Morrisette. - Ach, zapomniałem, że to przecież ty jesteś głową rodziny i... - Daruj sobie - warknął Reed. - Nie mamy czasu. - Dziękuję, kochanie - zaświergotała Morrisette, żeby dolać oliwy do ognia, a potem spoważniała. - Wygląda na to, że ktoś nie mógł się doczekać na kostuchę. - Weszli do pokoju Bernedy Montgomery. Leżała na łóżku z otwartymi oczami utkwionymi w sufit; na stolikach i parapecie stały kwiaty i kartki z życzeniami szybkiego powrotu do zdrowia. Ale w obecnej sytuacji pani Montgomery już ich nie potrzebowała. Diane Moses i jej ekipa stawili się w pełnym składzie. Pokoje sąsiadujące z pokojem Bernedy zostały odgrodzone żółtą taśmą. - Pracujemy szybko, ale wolno nam idzie. Administracja szpitala nas pogania. Nie podobają im się nasi fani z kamerami koczujący w holu. No i pewnie chcieliby jak najszybciej zrobić użytek z tych łóżek. Wiecie, ile kosztuje jedna noc tutaj? Dużo. Kilka tysięcy. Tylko za sam pobyt. Bez żadnych badań. Więc pewnie chcieliby, żeby to łóżko zwolniło się jak najszybciej. A ją wysłać do kostnicy. I to migiem - powiedziała Diane, gdy jej zespół krzątał się po pokoju. Reed przyjrzał się ofierze. - Spójrz tutaj. - Diane wskazała na nadgarstki Bernedy. - Prawdopodobnie walczyła. Jedna jej ręka była przywiązana do łóżka, żeby nie ruszała nią i nie wyrwała igły od kroplówki, ale i tak igła leżała obok. Na nadgarstku są ślady. Reed przyglądał się siniakom. Przez co ta kobieta musiała przejść, zanim zginęła!